piątek, 25 października 2013

Czy już nic nas nie zdziwi?

Gdy dzieje się coś takiego, co wywołuje na Twojej twarzy efekt wielkich oczu, szczęka jest blisko podłogi, a z ust wydobywa się :”No co Ty?” zwykle szybko otrząsasz się z emocji i mówisz: „W sumie to było do przewidzenia, już nic mnie nie zdziwi”. Kłamiesz, bo Twoja mimika i reakcja wskazują zgoła na coś odwrotnego. Uważam, że w Polsce, w kraju, w którym przyszło nam żyć, od lat istnieje mnóstwo aspektów życia, które dzięki swej powtarzalności zasługują na miano utartych schematów, a mimo wszystko nadal dziwią. Oto moje ulubione.

„To ona z NIM?!” To tak zwane tematy społeczno - obyczajowe. Dziwimy się wciąż i nadal, że ona brzydka a on ładny, on bogaty, a ona biedna, a sąsiad z naprzeciwka pije, choć nie wygląda i wymieniamy sterty przymiotników, łatek, obrabiamy tyłki, bo lubimy mówić, wnikać i dostrzegać, zwłaszcza, gdy naprawdę o kimś lub o czymś nie wiemy kompletnie nic.

„Wolności słowa nie ma” A czy tak naprawdę kiedykolwiek była? Moim skromnym zdaniem nie istnieje takie pojęcie jak „wolne media”. Media to środki masowego przekazu, będące bytem niesamoistnym, należącym do grupy lub jednostki. A idąc tym tokiem myślenia, każda jednostka w miarę cywilizowana wyraża jakieś poglądy. A skoro wyraża poglądy wiadomym jest, że stanowisko opozycyjne do jego własnego może się „bujać”. I bądź tu niezależnym dziennikarzem. I bądź tu niezależnym, nieinteresującym się żadną opcją polityczną człowiekiem. I bądź tu Kubą Wojewódzkim, którego ktoś zapragnął osadzić w mentalności arabskiej żony. I już obojętne mi jest to, czy showman został oparzony kwasem, czy oblany zwykłym g***em. Pointa brzmi: wolności słowa nie ma.

„Złodziejstwo w biały dzień” Zdanie to brzmi prawie jak porzekadło i rozumiane jest w sposób daleki od dosłownego w każdej części kraju. Wypowiadając je każdy chyba rozumie, o co tak naprawdę w nim chodzi. Władza po coś została stworzona. Stworzył ją w całej swej próżności człowiek. Nie rozpościeraj wizji przyszłości, w której będzie żyło Ci się spokojnie, bezstresowo. Po to ktoś pracuje, by rządzić mógł ktoś.

„Korupcja jest wszędzie” I nadal Cię to dziwi? Nasza mentalność od wiek wieków funkcjonuje w identyczny sposób. Mama nauczyła się od dziadka, dziadek od pradziadka. Tak się to kręci. Czasami zastanawiam się, co by było, gdyby przerwać nagle strumień uprzejmości i mierzyć wszystkich miarą, na którą sami sobie zapracowali. Czuję, że większość więzi rodzinnych nagle gwałtownie mogłaby osłabnąć.

„…bo się nie da” Moje ulubione, polskie zdanie. Dziwi mnie tym mocniej, im częściej poznaję ludzi młodych, zdrowych, inteligentnych. Kiedy mówią, a robią to z pretensją i wyrzutami do całego świata, że coś się nie da, oczyma swojej wyobraźni widzę wielki, zakrwawiony topór, który spada im centralnie na głowę. Jeśli w Twym umyśle kiełkuje pomysł, masz marzenia, pasje i swoje cele nie mów, że się nie da. Walcz metodą małych kroczków. Lepiej próbować i żałować niż nie próbować i umrzeć z tym samym żalem. Ale dość, to już temat na zupełnie inny wpis.

PS: Osobiście nie przestaje mnie dziwić to, że faceci oglądają się za dziewczynami bez mocnego makijażu i w sportowych ubraniach. Czyżby reewolucja?

niedziela, 20 października 2013

Nie lubię zamienników

Wmawiają mi, że można prościej, taniej, skuteczniej, że dla wszystkiego w naszym świecie można znaleźć zamiennik. Wyroby czekoladopodobne mają smak czekolady, piwo bezalkoholowe pachnie chmielem, a elektronicznym papierosem zaciągniesz się dwa razy mocniej, niż tym, na którego opakowaniu ostrzegano Cię przed chorobą serca i nowotworem.

Wmawiają mi, że zamienniki są zdrowsze, tańsze, zapewnią mi świetne samopoczucie, a co za tym idzie idealne życie. Moda na „spożywcze” zamienniki spotyka się z wielką sympatią i przenika tam, gdzie nie powinna. Ja jednak nie dam się złudzić i omamić. Kawa ma mieć gorzkawy smak, ubranie leżeć tak, bym czuła się komfortowo, a emocje powinny wywoływać dreszcze i łzy.

Wmawiają mi, że mamy w życiu niezliczoną ilość opcji, że mogę próbować, testować i kosztować do bólu, póki starczy mi siły, weny i czasu.

Wmawiają mi też, że tak samo dzieje się z ludźmi. Poznaję kolejnego i kolejnego, kocham, mam wszystko, jestem bogata cieleśnie i duchowo. Jesteśmy jak parka lalek Barbie – zawsze piękni, młodzi, fajnie ubrani, z niekończącymi się perspektywami. Czasami odrywa nam się ręka lub głowa, jak to z lalkami bywa.

Wmawiają mi, że zepsutą lalkę powinnam wrzucić do śmieci. Rynek pełen jest nowości, znajdę kolejną, podobną i znów będę najszczęśliwsza ze szczęśliwych. A ja nie wiem, czy wyrzucić mojego biednego Kena do śmieci czy próbować go naprawić. Ileż razy można naprawiać tę samą lalkę?

Wmawiają mi, że człowiek nie może być zamiennikiem, zwykłą opcją. Mamy duszę, szanujemy się i ratujemy cudze życia.

Wniosek: Hipokrytów nie lubię. Zamienników również.

czwartek, 10 października 2013

10 najlepszych, polskich piosenek

Pewnego dnia stwierdziła, że wszystko, co najlepsze już za nią. Przyszła rutyna, złuda, maniera oraz chciwość, a złote czasy odeszły w niepamięć. I postanowiła umrzeć. Polska muzyka.

Pamiętam, że gdy byłam małą dziewczynką ludzie z mojego otoczenia grali na instrumentach, z których najczęstszym była gitara. To nie najnowsze modele lecz te, które były obklejone i porysowane, miały ducha. Po ulicy chodzili faceci w prawdziwych skórach i z długimi włosami. Czuć było luz lat 90-tych, choć miałam prawo nie rozpoznawać go i nie rozumieć. Mniej pędu, więcej refleksji. Prawdą jest, że każdy ma takich idoli, jakich sobie wychowa. Jakie czasy, taka muzyka. Dziś brak w niej poetyckości, są za to dobitne słowa i szybkie tempo. Różnorodna, a jednocześnie tak powtarzalna i przewidywalna jest nasza rodzima twórczość.

Dziś chcę Wam zaprezentować moje ulubione, polskie szlagiery. Nie znajdziecie tu utworów wtórnych oraz Hip-hopu. Mimo, iż niektórych twórców tego nurtów szczerze podziwiam, to jednak nie nadam im rangi kultowych. Należę do pokolenia MTV, więc wybór wydaje się być logiczny.

Ania Dąbrowska – Musisz wierzyć

To nie jedyna piosenka wokalistki, którą uwielbiam. Delikatny wokal, idealny do oddania gamy uczuć, jakie przedstawia ta piosenka. Smutna i optymistyczna zarazem. Nie jest to prosta muzyka. Oscyluje w rejestrach, gdzie przeciętny wokalista powinien czuć się pewnie. Bez wzniosłych gór i spadków. Dodatkowy szacunek za inspirację latami 60tymi. Nobel za cover, który emocjonalnie pobije Anię. Ania - Musisz wierzyć

Myslovitz – Chciałbym umrzeć z miłości

Wrażliwość Artura Rojka porównać mogę pewnie jedynie do tej, jaką reprezentuje Chris Martin z Coldplay. Niesamowity utwór, bardziej wypowiedziany, niż wyśpiewany. Jest w nim wszystko, czego można oczekiwać od lekko dołującej ballady o miłości. Cholernie ciężko będzie umrzeć z miłości. Szkoda. Myslovitz - Chciałbym umrzeć z miłości

Maanam – Cykady na cykladach

Nie ma za bardzo nad czym się głowić. Żeby tak śpiewać utwór, który teoretycznie jest o niczym, trzeba posiadać kawał dobrego instrumentu. I doskonałą dykcję. Dla mnie numer sztandarowy, po takich brzmieniach rozpoznaje się estetykę Maanamu.Maanam - Cykady na cykladach

Varius Manx - Ruchome piaski

Cholernie życiowy tekst i po raz kolejny niezapomniane lata 90-te. Gdy dorastałam, piosenka kojarzyła mi się z wszystkimi polskimi, dobrymi filmami, z których poprzedni nigdy nie przypominał kolejnego (tak, do naszej współczesności piję). Takie rejestry, w jakich bawi się Kasia Stankiewicz mają budzić emocje. I budzą, choć dziś z zupełnie innych powodów. Ale to zachowam już tylko dla siebie.Varius Manx - Ruchome piaski

Akurat do prostego człowieka

Julianowi Tuwimowi udało się stworzyć tekst, który mimo znacznego upływu czasu ani trochę nie stracił ze swego przesłania. Obecnie daleko nam do dekadentów ale nadal wiemy, że „nasza jest krew, a ich jest nafta”. Grupa Akurat podjęła się wyśpiewać ten manifest i wyszło im to na plus. Mieszanka ska, punka i rocka w Polsce zadomowiła się na stałe. Dobre frazowanie i przejmujący głos wokalisty sprawiają, że ilekroć słucham tego utworu odczuwam tuwimowską, społeczną niesprawiedliwość. Akurat - Do prostego człowieka

Kasia Stankiewicz – Schyłek lata

W zestawieniu kolejny raz pojawia się Kasia Stankiewicz, tym razem solo. Piosenka o zabarwieniu nieco chilloutowym, podobnie jak teledysk. Idealna dla zakochanych i do rozmyślania. O ile jesteście choć trochę romantykami. Jeśli nie – odpuście sobie (i tak nie skumacie) i przejdźcie do „Suki” Chylińskiej.Kasia Stankiewicz - Schyłek lata

Chylińska Suka

Agnieszki w wersji blond nie kupuję. Może i macierzyństwo zmienia ludzi ale tak naprawdę to show business i wymagania grupy ITI kreują dzisiejszą Agę. Zarabiać w kryzysie trzeba w każdy możliwy sposób. Osobiście uwielbiam cały album, z którego pochodzi ten numer. Bezkompromisowość, pewność siebie, bunt, rozdarcie, a jednocześnie ogromna wrażliwość i czułe serducho. To wszystko oddaje głos Agi, która potrafi warknąć, jak należy ale i podrasować nuty delikatnym wibratem. Chylińska - Suka

Hey – Cisza, ja i czas

Genialna autorka tekstu, niechlujny, powiedzmy – hipsterski wokal – prostota, prawdziwość i normalność tekstu nie do opisania. Magiczne umiejętności Nosowskiej to nie tworzenie Bóg wie jakiej liryki, lecz pisanie w kilku słowach o rzeczach, z którymi żyjemy. Lekkie ale elektryzujące, gitarowe riffy, „pa, pa, pa” w refrenie i już mamy hit. I to nie jeden. Na muzyce Hey wychowuje się już kolejne pokolenie. Bo kto nie lubił sobie sam na sam ponucić, wypić kawkę i troszkę zajarać, gdy rodzice nie widzieli? Hey - Cisza, ja i czas

Wilki - Cień w dolinie mgieł

Zdeklarowaną fanką zespołu jestem od roku 2003, gdy zakupiłam wydany wtedy album „4” jeszcze na … kasecie magnetofonowej. Barwa głosu Gawlińskiego totalnie mną zawładnęła i trwa to po dziś dzień. Posiadam całą dyskografię zespołu i trudno wybrać mi jedną, ulubioną piosenkę. Wilki nie znają słowa „powtarzalność”. To, co ujmuje mnie w ich muzyce to psychodeliczny klimat, przywoływanie obcych kultur, cudów, bogów i nawiązanie do ducha natury. W głosie Roberta znajduję wiecznego chłopca, romantyka i punkowego wariata. I niepokój o to, co zrobimy ze swym życiem, wybierając właściwą drogę.Wilki - Cień w dolinie mgieł

Lady Pank – Kryzysowa narzeczona

Pierwsze skojarzenie z piosenką to … pupa pani, występującej w teledyskuw postrzępionych spodenkach jeansowych przemykająca pomiędzy regałami w supermarkecie. Troche to taki powiew buntu i amerykańszczyzny, do której tęskniliśmy w siermiężnych czasach PRL-u. O co tu chodzi? Autor tekstu kryje się przed cenzurą, kpi sobie z rzeczywistości czy po prostu ma pretensje? „Kryzysowa narzeczona” w kontekście współczesności może budzić tak zwany „uśmiech pod wąsem z lekkim przekąsem”. W końcu wiąż żyjemy w kryzysie i wciąż w niewoli, tyle, że banknota.Lady Pank - Kryzysowa narzeczona

Trzy noce z deszczem

To żadne zaskoczenie, że znów nawołuję do twórczości lidera Wilków. Jedyny wokalista, którego utwory pomagają w chwili przypływu szczęścia i rozpaczy. Na płycie „Solo” wydaje się być on jeszcze bardziej przejmujący, bogatszy o nowe, życiowe doświadczenia. Piosenka mająca wymiar delikatnie mistyczny, uczuciowy jak nigdy dotąd. Polecam nie tylko słuchać ale i wnikliwie oglądać teledysk, gdzie wokalista występuje razem ze swoją żoną, Moniką. Osoba Gawlińskiego to doskonały przykład na to, że nie wykształcenie, a prawdziwa pasja umożliwia odniesie sukcesu.Gawliński - Trzy noce z deszczem

piątek, 4 października 2013

Za co kochamy „Sex w wielkim mieście”?

To niebywałe ale po opublikowaniu cytatu, wypowiedzianego w jednym z odcinków serialu przez Carrie, dotyczącego samotności i kupowania butów, na moim faceboookowym wallu, od razu status ten zalajkowało kilka kobiet. I jeden facet.

Serial uchodzić powinien za całkiem przeciętny, jakich Ameryka wyprodukowała setki. Scenariusz, fakt, na podstawie powieści, ale nie zawiera nic, co mogłoby nosić znamiona odkrycia - życie współczesnych, trzydziestoletnich kobiet. Jednak cholernie wciągające życie mają cztery przyjaciółki z New York City. Kochamy je za to, w czym do nas są podobne oraz za to, czego nie mamy, a chciałybyśmy. Te kobiety są od siebie totalnie różne. Romantyczka, intelektualistka, spec od PR i zakręcona felietonistka. Chcąc, nie chcąc, utożsamiam się z tą ostatnią, Carrie, która kocha pisać, a jej przemyślenia momentami są, mam wrażenie, wyciągnięte z mojej głowy. Założę się, że niejedna z Was czuje się też Charlottą i Mirandą lub (czego Wam życzę) Samanthą.

Te kobiety mają prawie wszystko. A my im trochę zazdrościmy tej lekkości życia i wydawania pieniędzy na szpilki od Blahnika. I niejednokrotnie kretyńskich, ale zabawnych przygód, podczas których mówią jedno, a robią drugie. I tego, że mają o czym opowiadać, z kim się spotykać i ciągle im mało życia. I pewnie jeszcze tego, że żyją totalnie innym światem, z amerykańskim akcentem, żółtymi taksówkami i kawą pitą wprost z ulicy. Aaa, nie wolno też zapomnieć o ich inspirujących, modowych wariacjach. Kultowy już serial dziś nie wzbudza większych emocji. Homoseksualiści, zdrady, trójkąty i rozmawianie o sexie wprost nie robi na nas większego wrażenia. Co innego w latach 90tych, gdy zaczęto jego produkcję. Wyobrażam sobie reakcje telewidzów, gdy Samantha opisuje przyjaciółkom smak spermy swojego nowego kochanka.

Osobiście serial ten uwielbiam za dwie sprawy. Pierwszą są oczywiście nieprzewidywalne bohaterki, którym daleko do ideału, które popełniają gafę za gafą i na własne życzenie stawiają się w kłopotliwych sytuacjach (skąd my to znamy, co?) oraz trafne dialogi i pointy, jakie stawia Carrie na końcu każdego ze swych felietonów. Poniżej moje ulubione cytaty z serialu:

Codziennie miliony ludzi cierpią na monogamię. Nie ma wynalezionego lekarstwa.

Czy my jesteśmy po prostu romantyczni inaczej, czy jesteśmy dziwkami?

Dlaczego pozwalamy, by to, czego nie mamy, psuło nam radość z tego, co mamy?

Jaja są dla faceta tym, czym torebki dla kobiet.


Czym jest uczciwość? Może za bardzo ją cenimy? Może wyznanie prawdy jest szczytem egoizmu, sposobem na rozgrzeszenie kosztem bólu zadanego drugiemu człowiekowi?

Nie da się uniknąć trójkąta. Nawet jeżeli jesteś jedyną osobą w łóżku, zawsze ktoś był w nim przed tobą.

Wszechświat może nie gra z nami fair, za to ma ogromne poczucie humoru.

Miłość to jedyna marka, która nigdy nie wychodzi z mody.

wtorek, 1 października 2013

10 ponadczasowych songów, cz. I

Muzyka jest wszędzie. Można porównać ją z zapachem – otacza Cię, dociera z najbardziej nieoczekiwanej strony, budzi wspomnienia, pobudza do działania, pomaga. Trudno wyobrazić sobie ciszę w centrum handlowym, tramwaju, telewizji, Internecie, a nawet w smartfonie. Muzyka to tak szerokie pojęcie, że trudno zamknąć ją w jednym określeniu. Dla każdego coś innego. Obecnie mam wrażenie, że tworzona po to, by po prostu na niej zarabiać, trochę na siłę. Do wniosku takiego doszłam po usłyszeniu (nie był to jeden raz) dubstepu w piosence o ogólnym sensie tekstu „jest impreza, są cycki, jest lans” zespołu stricte rockowego, dającego wielkie nadzieje w dobie polskiego, nowofalowego przewrotu. Takich przykładów jest sporo, ale dość dygresji. Poniższe piosenki z różnych względów zapadły mi w pamięć i w moich oczach (a raczej uszach) zyskały miano ponadczasowych. Dziś prezentuję zagraniczne hity. Nie spodziewajcie się tu melodii z „Titanica” ani Whitney Houston. Niestety nie umiałam wybrać absolutnego numeru jeden, dlatego piosenki ułożone są w kolejności alfabetycznej. Dorzucilibyście coś do tej listy?

Beyonce – Halo

Wielka diva, której fanką jestem od wielu lat. Moim skromnym zdaniem, jeśli Bóg istnieje to ta kobieta jest żywym na to dowodem. Piękna, przykuwająca uwagę. Poza tym skali mezzosopranu trzy i pół oktawy, przy jednoczesnym posiadaniu soulowego beltingu nie da się tak po prostu nauczyć. Albo to się ma albo się tego nie ma. A do soulowego śpiewania z odpowiednią barwą trzeba się po prostu urodzić. Choć sama jestem żywym dowodem, że skalę głosu można poszerzyć. Ćwiczenie, ćwiczenie i jeszcze raz ćwiczenie. Wracając do numeru – delikatny i subtelny teledysk odzwierciedla wymowę piosenki. Dodajmy do tego wysokie rejestry, akompaniament na pianino i już mamy wrażenie, że unosimy się w przestworzach. Nie raz zdarzało mi się przy tym numerze popłakać. Beyonce - Halo

Cee Lo Green - F*ck you

Nie znam bardziej uniwersalnej nuty, mówiącej o zepsutych relacjach damsko-męskich. Piosenka, pomijając tekst, jest doskonałym poprawiaczem humoru. Lekka i przyjemna. Gorzej, jeśli jesteś Polakiem i próbujesz ją zaśpiewać, nie psując klimatu. Krótkie dźwięki połączone z angielskim - trudna sprawa. Cee Lo Green - F*ck you

Christina Aguilera – Fighter

Z przekazem piosenki tożsamia się niejedna kobieta, której w przeszłości ktoś złamał serce. W moim życiu Kryśka pojawiła się w najmniej odpowiednim momencie, a mianowicie w trakcie etapu uczęszczania do gimbazy. Wtedy zwracałam uwagę głównie na jej zwariowane stroje, w których promowała album „Dirty”. Dziś zachwycam się jej magnetyczną barwą, która brzmi dobrze zarówno w lekko rockowych numerach, do których zaliczyć można ten singiel oraz romantycznych balladach. Skala głosu Aguilery, zwłaszcza w momencie, gdy popisuje się rejestrem gwizdkowym – miażdżąca. Christina Aguilera - Fighter

Colplay –In my place

Wiadomo, że emocjonalna i „rozlazła” barwa Chrisa, który pozornie chce być nieco pod dźwiękiem, w klimatach indie rocka jest bezkonkurencyjna, więc o tym nawet nie wspominam. W wypadku tej piosenki wiele stanowi prosty i wymowny tekst oraz pojawiająca się pomiędzy solówkami gitarka. Coldplay - In my place

Frank Sinatra – Fly my to the moon

Było wielu, którzy chcieli zaśpiewać to z podobną gracją. Niestety, Frank był tylko jeden. Melodia złotych czasów, kiedy robiło się dobre cygaro i dobrą muzykę. Metrum tak sprytne, że do piosenki możesz zatańczyć foxtrota. Cudowna barwa, wyczucie i frazowanie. Niejedna kobieta, słuchająca Franka chce się w tej chwili przenieść na bankiet w tylu lat piędździesiątych i zatańczyć razem z nim. Frank Sinatra - Fly me to the moon

Jamie Woon - Shoulda

Nieziemski wokal, który uwiódł mnie już od pierwszych taktów. Właśnie ten remiks nadaje piosence klimat, który będzie modny nawet wtedy, gdy muzyka klubowa przestanie święcić triumfy na parkietach i w domowych głośnikach. Basy, szum morza i długie nuty kojarzą się z wakacyjnym klimatem.I ta melancholijna barwa, która jest w stanie wyśpiewać każde uczucie. Ktoś mi kiedyś powiedział, że "Shoulda" jest idealnym uzupełnieniem ciepłego, romantycznego wieczoru na plaży. Zgadzam się i słucham po raz trzeci dzisiejszego dnia. Jamie Wonn - Shoulda (Sammy Chelly remix)

Janis Joplin – Piece of my heart

Tej pani nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Legenda „klubu 27”, obdarzona nieziemska chrypą i bluesowym feelingiem. Partrząc na jej zdjęcia i słuchając nagrań z koncertów mam marzenie, by choć na jeden dzień przenieść się w czasie do lat hipisowskich przewrotów. W piosence urzeka cały akompaniament, „zawijasy” dźwiękowe i naturalne wibrato, którego choćbym bardzo chciała, nie jestem w stanie odtworzyć. Wspaniałe jest to, że kiedyś śpiewało się po prostu, zwracając uwagę przede wszystkim na emocje. Masz wrażenie, że Janis chce naprawdę oddać Ci kawałek swego serca. W końcu blues to nie bel canto. Janis Joplin - Piece of my heart

Kings of Leon – Sex on fire

Kocham ich za charyzmę, rockandrollowe zacięcie i umiłowanie do alternatywy. Głos wokalisty i jego spacery po trudnych dźwiękach porównać mogę tylko do kolegi Chrisa Martina. W przypadku tego zespołu połowa sukcesu to charyzmatyczny wokal frontmana, drugie pół to wpadające w ucho riffy i łatwy do zapamiętania tekst. Jak sami się przyznają, inspirację do tworzenia hitów dało im Radiohead. I dobrze na tym wyszli, bo nie znam osoby, która nie nuciła pod nosem tego numeru. Kings of Leon - Sex on fire

Marylin Manson – The fight song

Opinie na temat wokalisty zespołu były zawsze bardzo skrajne, choć dziś jego wizerunek sceniczny i pomysły na umieszczanie czaszek, krzyży i krwi w piosenkach nie szokują tak bardzo jak w latach 90-tych. Mimo satanistycznych zapędów Brian ma genialny wokal, po prostu nie do podrobienia. Pomijając całą warstwę wizualną kawałek jest jednym wielkim powerem ze śmiałym, prowokacyjnym tekstem, który jednak daje do myślenia. Marlin Manson - The fight song

Michael Jackson – Heal the World

Twórczość króla popu to prawdziwa kopalnia ponadczasowych hitów, w których dotykane były przeróżne kwestie życia człowieka. Od nienawiści rasowej po miłość. Przyznaję się, że jego dyskografię znałam jeszcze wtedy, gdy nie był tak kultowy, jak obecnie. „Heal the World” z 1991 roku to hymn z uniwersalnym dla całego świata znaczeniem. Klimat delikatny, lekko bajkowy, w tonacji kołysanki, oparty na nutach takich, co to służą typowo do wzruszania. Końcówka, ze stopniowym podnoszeniem tonacji i towarzystwem chóru daje efekt gospelowej modlitwy. Mimo, że od czasu wydania piosenki minęło przeszło 20 lat, to i tak jego wymowa pozostaje niezmienna. Teledysk, choć dziś nie robi specjalnego wrażenia – na owe czasy to małe dzieło sztuki filmowej. Michael Jackson - Heal the world

Sade – Soldier of love

Genialna wokalista, potrafiąca połączyć jazz, soul, r’n’b w prawie każdym kawałku. Barwa jej głosu stworzona jest do budowania nastrojowego klimatu. Chwała jej za to, że w dobie dominacji muzyki elektronicznej nie próbuje robić tego na siłę. Od lat wierna jest swojemu klimatowi. Polecam mieć ten kawałek w smart fonie. Daje pozytywnego kopa, przynajmniej mnie. W twórczości Sade zaskakujące jest to, że piosenki są do siebie podobne ale to tylko pozory. Brawo. Sade - Soldier of love

Czytając ten ranking macie pewnie wrażenie, że „miękkie głosy” i nuty pisane po to, by wpływać na uczucia są moją specjalnością. Zagadza się, w końcu w każdym człowieku istnieją czynniki, dzięki którym coś lubi, a czegoś nienawidzi. Na mnie długie nuty wywierają najbardziej pozytywne wrażenie;)