Zawsze dzieje się tak, że gdy na ekrany kin wchodzi skomercjalizowana wersja (3d, 5d, 8d) słynnej powieści, każdy sięga po tę książkę. Pewnie dlatego, by idąc do kina lub z niego wychodząc poczuć się ekspertem, który wie, co ogląda. Nawet ja tak mam. Nie widzę innego powodu sięgnięcia po „Wielkiego Gatsby’ego” Fitzgeralda. Przykre, że nie ma wyjątków i po równo z każdej powieści otrzymujemy ekranową ekspansję hedonizmu w postaci amerykańskich, białych uśmiechów.
Do sedna. Książki należy czytać od końca. Jeśli ostatnie zdanie Cię nie zaintryguje nie myśl, że zrobi to pierwsze. U Fitzgeralda brzmi ono tak:
„Tak oto dążymy naprzód, kierując łodzie pod prąd, który nieustannie znosi nas w przeszłość”.
To wyjaśniałoby hedonistyczne podejście do życia i kształtowanie nowego społeczeństwa w czasach prohibicji. Powiecie, że dziś nie da się tak żyć. Da się, o ile sam tego chcesz. Jeżeli masz jakiekolwiek przeszkody, po prostu je odrzuć. Nie dostaniesz kolejnej szansy, chyba, że wierzysz w reinkarnację. Naszym podstawowym błędem jest powrót do przeszłości i porównania, którym pozornie staramy się nie ulegać. Niedomknięte rozdziały, chowane urazy i lęki budują ich nowe, bardziej skomplikowane stadia przypominające choroby nieuleczalne. A potem dziwimy się, że nie nadajemy się do szczęśliwego świata, a optymizm jest przereklamowany. Tak naprawdę jesteśmy zgrają małych tchórzy, którzy boją się, że będzie gorzej niż jest.
Żyjesz dokładnie tak jak chcesz. Lub żyjesz tak, jak Ci wygodnie. A jeżeli żyjesz tak, jak nie chcesz musisz lubić sado maso.
Zamiany są dobre. Co Cię powstrzymuje?
Pomyśl, a ja wracam do czytania Fitzgeralda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz