niedziela, 31 marca 2013

Kochanie, bądź jak Christian Grey

"Ero­tyka to zaw­sze twór wyob­raźni, jed­nak wyob­raźni zain­spi­rowa­nej jakąś cielesnością".J.L.Wiśniewski

Założę się, że każda kobieta, która przeczyta tytuł dzisiejszej notki od razu będzie wiedzieć, kto to ten Christian Grey. Kobiety owładnęła „greyoobsesja”. Zaraz ktoś oskarży mnie o bycie hipokrytką (nic nowego), bo skoro znam tego pana to powieść na pewno przeczytałam. No dobra, ja też uległam panu Christianowi. Połknęłam trzy części tej … ciężko przechodzą mi te słowa przez palce – powieści erotycznej. W swym krótkim i nędznym życiu prawdziwych powieści trochę się przeczytało. Pominę techniczne kwestie budowy dzieła literackiego, bo o tym nie może być mowy na poziomie emocjonalnym. Pominę także aspekt wyrażania erotyki, gdyż powtarzanie po stokroć, że bohaterka przygryza wargę, a jej wewnętrzna bogini wyprawia gimnastyczne akrobacje przyprawia mnie o domysły, że dziewczyna jest skrzywiona psychicznie.

Fabuła książki jest przewidywalna, choć przewrotnie, bardzo wciągająca. Sama dałam nabrać się na to, że oprócz finezyjnych liryzmów potrzebuję poczytać coś prostszego, współczesnego, tak nieprawdopodobnego do zrealizowania, że aż możliwego.

Skupmy się na erotyce. Skąd wzięła się moda na, jak to ktoś określił „porno dla gospodyń”? Kolejne książki tematyką zbliżoną do „50 Shadows of Grey” wyrastają jak grzyby po deszczu. Ich bohaterki to zwykłe dziewczyny, mające swoje lepsze i gorsze dni. Zazwyczaj spotykają na swej drodze, całkiem niechcący i zupełnie przypadkiem współczesnego rycerza. Nie dość, że przystojny, zbudowany, to jeszcze ma duży portfel, jego życie jest pasjonujące, zagadkowe, niegrzeczne. Snuje wokół siebie tajemniczą aurę i zawsze spełnia każde marzenie. O seksie już nawet nie wspominam, bo jego opisy są podstawą w tego typu literaturze. Szkoda tylko, że w przypadku historii Greya, każda erotyczna scena jest obrazowana dokładnie tak samo.

Dlaczego obecnie w literaturze dla kobiet nie pojawiają się zwykli, marzący o miłości faceci? A no, bo my same się zmieniłyśmy. Nasze ambicje sięgają wyżej, znacznie ponad chęć posiadania ciepłego gniazdka z gromadką dzieci. Wymagamy spełnienia, a drogą skojarzeń idąc, pierwsze i podstawowe spełnienie to spełnienie seksualne. Wszystkie jesteśmy hedonistkami, marzycielkami, a dzięki obrzydliwie bogatemu Christianowi Greyowi, stojącemu w progu czerwonego pokoju rozkoszy w podartych jeansach, wierzymy, że nam, zwykłym dziewczynom również taki Christian kiedyś przesłoni świat. Smutna wiadomość jest taka, że niektórym z nas świat literacki miesza się z rzeczywistym i nastanie kiedyś taki dzień, że ominięte zostanie coś, co mogłoby się udać w naszym przyziemnym matrixie.

Ludzie z mediów wyciągają dokładnie to, co chcą. Oglądają co chcą i czytają to, z czym chcą się utożsamiać. Pani, która Greya stworzyła doskonale zdała sobie sprawę, że na cudzych marzeniach zarabia się najwięcej.

PS: Jeżeli jesteś w szczęśliwym związku, nie sugeruj lubemu – „Bądź choć raz jak Christian Grey”. Myślę, że to cenna rada.

poniedziałek, 25 marca 2013

Polak. To (nie) brzmi dumnie

"Zostawcie to Polakom. Dla nich nie ma nic niemożliwego". Bonaparte

Świeżo po obejrzeniu jednego z najbardziej udanych dzieł klasyki kinematografii lat 90- tych – „Listy Schindlera”, po raz kolejny z resztą, przychodzą do głowy pytania o to, kto podejmuje decyzje, biorąc pod uwagę nasz dalszy los. Film wprawdzie odwołuje się do tematyki Holocaustu, a laicy mogą śmiało za bajkę uznać opowieść o „dobrym” Niemcu, który w ramach rozkwitu własnego przedsiębiorstwa uratował sporo (nie pamiętam dokładnej liczby) żydowskich istnień. Niestety, taki Niemiec żył. I dlatego powstał ten film.

Prawdą o nas, Polakach jest to, iż my się nie zmieniamy. Zmieniamy tylko dekoracje. Ubrania, styl życia, przyrządy służące nam do bycia jeszcze bardziej ucywilizowanymi zwierzętami niż dotychczas. Sprawy tak podstawowe jak hierarchia społeczna, napiętnowanie jednostek w danym czasie przeklętych oraz troska o własne interesy pozostaje niezmienna. W latach 40- tych hierarchia społeczna układała się w ten sposób, że najpierw byli Aryjczycy, dopiero potem reszta świata. Na samym końcu Żydzi. Czy ktokolwiek inny, poza nimi samymi miał prawo do decydowania o tym, w jaki sposób mogli żyć i umierać? Oczywiście, że tak. Nie mam na myśli samych zaborców, gdyż obozy koncentracyjne i dym unoszący się znad kominów krematoryjnych to kompletne zaprzeczenie świadomego rozwoju cywilizacji. Weźmy pod uwagę naszych przywódców, dowódców, osoby wysokiej rangi. Lubimy brązowić, stawiać pomniki osobom publicznym, które są nimi, po prostu. Postawmy pomnik królowi, ponieważ był królem.

Ponad sto lat temu znany dziennikarz i publicysta, którego kojarzymy jako Bolesława Prusa poruszał ten temat na łamach swoich kronik, licząc na to, że minie kolejny wiek, ten temat ulegnie poprawie i zamiast pomników będziemy wspólnie działać ku dobru osób zamieszkujących ten, miodem i mlekiem płynący, kraj. Cieszę się, że Prus miał zadatki na wizjonera, szkoda jednak, że ta wizja się nie sprawdziła. Ponad pół wieku minęło od zakończenia drugiej wojny światowej, a my nadal dziwimy się, że gdzieś tam żył sobie dobry Niemiec.

czwartek, 14 marca 2013

Kochamy kłamać

"Być wolnym, to móc nie kłamać."

Współczesne randki przypominają rozmowy kwalifikacyjne. Podczas pierwszej rozmowy kładziemy nacisk na to, by jak najwięcej dowiedzieć się o osobie, z którą mamy nadzieję dzielić łóżko, a potem może i konto bankowe. Koniecznie chcemy dociec prawdy, czy wymarzony On/ Ona posiada kredyt, ile zarabia oraz czy liczba poprzednich związków jest liczbą jedno czy (o zgrozo) dwucyfrową.

Dlaczego tak lubujemy się w dociekaniu bezwzględnej prawdy, nie pozostawiając niczego do odkrycia? Żadnych tajemnic z przeszłości, intryg oraz nieudanych związków. Od kiedy to jesteśmy miłośnikami szczerości podanej jak na tacy? Sami nie sięgamy po prawdę naturalnie i na porządku dziennym. Zwykło się powtarzać – „nie kłamię, po prostu nie mówię całej prawdy”. Współcześnie każdy staje się domorosłym filozofem, dodającym do każdego kłamstwa ideologię. Bez sensu. Prawda zawsze jest jedna, a każde niedopowiedzenie, świadome niepowiedzenie to po prostu kłamstwo.

Dlaczego kłamiesz? Chcesz poczuć się lepiej, pewniej, stworzyć pozytywny obraz samego siebie, nie umiesz przyznać się do błędu, tak jest wygodniej. Kłamiesz na zapas nie ufając drugiej stronie. Ona pewnie też kłamie, koloryzuje. Kłamstwo jest powszechną, niekaralną normą. Szkoda, bo potrafi wyrządzić krzywdę. Na nim na pewno nie warto budować swojego szczęścia. A już na pewno nie na początku.

Wiem, co myślisz. Trochę ciężko jej powiedzieć, że pracujesz za najniższą krajową, a w życiu nie udało Ci się osiągnąć nic poza obroną magistra. I w dodatku wypalasz dwie paczki dziennie. Trochę trudno przyznać się jemu, że masz cellulit na udach, nie jesteś typem businesswoman oraz nie umiesz poruszać się w obcasach wyższych niż pięć centymetrów. Wydaje mi się jednak, że prawdą o sobie zdziałasz więcej niż tworzeniem wyimaginowanego obrazu siebie. Nieprawdziwa wizja wpędza tylko w zawiedzenie, że ten idealny obraz nas samych nie istnieje. Obraz ten szybko zniknie, gdy w świetle codziennych problemów ukaże się Twoja prawdziwa natura. Natury nie oszukasz, ale ukochaną osobę w tym momencie tracisz. Bo było kłamstwo, którego niewolnikiem się stajemy. Bez konkretnego powodu.

PS: Nawet nie śmiej pisać mi w komentarzu, że nie kłamiesz. I odpuść sobie słowo "nigdy".

piątek, 8 marca 2013

Za co kochają nas mężczyźni, czyli 13 powodów, dla których warto być kobietą

"Być ko­bietą to strasznie trud­ne zajęcie, bo po­lega głównie na za­dawa­niu się z mężczyznami".

Mówi się, że mamy gorzej, bo ciąża, dzieci, kilogramy, cellulit i godzina przed lustrem o poranku, zanim doprowadzimy się do stanu użyteczności społecznej. Osobiście bardzo cieszę się, że zostałam obdarzona chromosomami XX (pomijając kilka przykrych w miesiącu dni), ponieważ nikt nie posądzi mnie o bycie gejem, gdy zakładam skórzane spodnie, a moje tajemnicze spojrzenie spod rzęs będzie uwodzić, a nie przypominać, że wolę dzieci. Faktem jest, że mężczyźni uwielbiają nas, kobiety, puch marny. Pewnie po części to wpływ feromonów, a także instynktu, który najpierw nakazuje spojrzeć bardziej w dół niż w górę naszego zaokrąglonego gdzieniegdzie ciała. Poniżej kilka oczywistych powodów na zaistniały stan powodzenia kobiet wśród płci przeciwnej.

1. Zawsze wiemy, czego chcemy. Dla nas czarne to czarne, a białe to białe.

2. Nigdy nie zmieniamy zdania.

3. Nie obrażamy się (tzw. foch) bez prawdziwego ku temu powodu.

4. Każdy konflikt staramy rozwiązać bez płaczu i wywoływania w mężczyznach poczucia winy. Nie lubimy brać na litość.

5. Nigdy nie mówimy mężczyznom, co mają robić ze swoim życiem.

6. Nie mamy nic przeciwko flirtom. Zazdrość to obcy dla nas termin. Przecież mężczyzna kocha wyłącznie nas. Koleżanki i przyjaciółki na zawsze pozostaną tylko przyjaciółkami.

7. Kochamy oglądać sport w telewizji. Od skoków narciarskich po boks.

8. Potrafimy odróżniać marki samochodów. Doskonale orientujemy się w aktualnych modelach i rocznikach, a budowa silnika to dla nas sprawa tak oczywista jak instrukcja wklepywania kremu pod oczy.

9. Kompletnie nie przeszkadza nam przeklinanie i bekanie przy stole.

10. Zespół napięcia przedmiesiączkowego to nie jest dla nas powód, by złościć się na cały świat.

11. Jest nam wszystko jedno, czy mężczyzna wkłada muchę koloru szafirowego czy dla odmiany śledzik w odcieniu jasno łososiowym.

12. Mamy wspaniałe rodzicielki. Mężczyźni uwielbiają podkreślać to, że urodę i inteligencję dziedziczymy po innej, równie wspaniałej kobiecie. Stąd też uwielbienie i niepohamowana chęć poznania przyszłej teściowej.

13. Lubimy oglądać porno. To nie wymaga rozwinięcia.

Wiem, że ciężko przyznać się, że bywamy obłędnie zazdrosne, marudne oraz nie zawsze potrafimy precyzyjnie określić czego chcemy. Że prawo to dla nas lewo i odwrotnie, a samochód rozpoznajemy głównie po kolorze. W tym cały nasz urok. Prawda, drodzy Panowie?

wtorek, 5 marca 2013

Przyciągamy dobre rzeczy

"Nie płacz, że coś się skończyło. Ciesz się, że w ogóle się zdarzyło".

Ten tekst pojawia się w kontekście obsesji pozytywnych, które powinny towarzyszyć nam od pierwszego mrugnięcia okiem po przebudzeniu. W tym miejscu mała dygresja – właściwie dlaczego słowo „obsesja” ma zawsze negatywne zabarwienie?

„To banał”, stwierdzasz, gdy ktoś Ci mówi – „myśl pozytywnie”. Frazes wytarty i zużyty. Mówiony bez przekonania podobnie jak „będzie dobrze, nie martw się”. Sęk w tym, że Ty naprawdę powinieneś w to uwierzyć. W XXI wieku świat odkrywa coraz to nowsze metody na przyciąganie szczęścia. Powstają filmy, książki pokazujące w jaki sposób dojść do wyznaczonego przez siebie celu i spełniać każde marzenie.

Każdy, kto na swoim własnym przykładzie doznał rozmaitych uczuć, może potwierdzić lub zaprzeczyć ich wpływowi na osobowość. Podobnie jest z wmawianiem sobie, że pozytywne myślenie naprawdę pomaga w życiu. Musisz skosztować, żeby ocenić jego smak. Obsesją niech stanie się myślenie w superlatywach.

Straciłem pracę. Jestem beznadziejny, do niczego się nie nadaję i nie umiem się wybić. Ale też masz czas, by przemyśleć swój dotychczasowy styl współpracy z ludźmi, zapisać się na lekcje angielskiego oraz poszukać bardziej rozwojowej dziedziny, w której możesz się sprawdzić.

Rzucił mnie partner. Mam kiepski charakter w życiu i w łóżku. Ale też otwiera Ci się droga do poznania zupełnie nowego towarzysza życia, „świeżego” charakteru.

Znowu oblany egzamin. Te studia to pomyłka. Może i pomyłka, ale teraz masz możliwość dogłębniej poznać przedmiot Twojego narzekania.

Nawet w najgorszych chwilach możesz odnaleźć ich pozytywną stronę. Powtarzając jak mantrę „myśl pozytywnie” i ukierunkowując się na swój cel nawet nie zauważysz, w którym momencie podejmiesz działanie przybliżające Cię do jego osiągnięcia. Życie masz po to, by doznać całego wachlarza ludzkich uczuć. Tylko tak przekonasz się, czy żyjesz naprawdę.